niedziela, 31 października 2010
UCIECZKA W SEN
posłuchaj zawodzenia wiatru wśród gałęzi
listopadową porą tam gdzie znicze płoną
szemranej deszczowymi łzami opowieści
pod granatowej nocy dyskretną zasłoną
odchodziła kiedy już nic nie pozostało
pod brzemieniem losu załamując ramiona
chociaż serce w piersi jeszcze kołatało
w głowie kiełkowała myśl okrutna szalona
jak liść jesienny co barwę traci powoli
najpierw żółcienie potem brązy preferując
aż po bezbarwność przezroczystej aureoli
nabrzmiałej żylastymi nerwami pod skórą
co jeszcze tętnią życiodajnymi sokami
chociaż coraz leniwiej i bardziej ospale
tak przytulona do mchu pomiędzy brzozami
umierała samotnie pod gęstej mgły szalem
dziś krótkie epitafium na nagrobnej płycie
osiem liter wyrytych w owalnym kamieniu
z trzech sióstr jako ostatnia zakończyła życie
ta co do końca niosła nadzieję w imieniu
wtorek, 26 października 2010
ZA KULISAMI DNIA
podzieliła włosy na trzy pasma
z subiektywnym przekonaniem
że po równo rozkłada atrybuty czasu
przeszłość teraźniejszość przyszłość
zaplatała starannie
dbając o szczegóły
najpierw z prawej na lewą
dziecięca beztroska
znajdowała wytchnienie w uśmiechniętym
spokojnym śnie
potem z lewej na prawą
w lustrze podkrążone oczy
przyglądają się zmęczonej twarzy
i nie poznają
z prawej na lewą
nie będzie obiadu
a pelargonie uschną w doniczkach
gdy zabraknie
młodość odeszła tak szybko
pierwszy pocałunek wciąż rozkwita w sercu
jeszcze tyle planów czy wystarczy dni
kolejny splot
parę włosów pozostało w garści
nie wiadomo z którego pasma
niepokoju nie uda się wymierzyć
wczoraj nie musiała udawać
dzisiaj zaplata drżącymi palcami
jutra nie będzie pamiętać
z lewej na prawą raz jeszcze
poprawiła przewiązała różową wstążeczką
wyprostowała się w pełnej gotowości
odcięła nożycami tuż przy skórze
z subiektywnym przekonaniem
że po równo rozkłada atrybuty czasu
przeszłość teraźniejszość przyszłość
zaplatała starannie
dbając o szczegóły
najpierw z prawej na lewą
dziecięca beztroska
znajdowała wytchnienie w uśmiechniętym
spokojnym śnie
potem z lewej na prawą
w lustrze podkrążone oczy
przyglądają się zmęczonej twarzy
i nie poznają
z prawej na lewą
nie będzie obiadu
a pelargonie uschną w doniczkach
gdy zabraknie
młodość odeszła tak szybko
pierwszy pocałunek wciąż rozkwita w sercu
jeszcze tyle planów czy wystarczy dni
kolejny splot
parę włosów pozostało w garści
nie wiadomo z którego pasma
niepokoju nie uda się wymierzyć
wczoraj nie musiała udawać
dzisiaj zaplata drżącymi palcami
jutra nie będzie pamiętać
z lewej na prawą raz jeszcze
poprawiła przewiązała różową wstążeczką
wyprostowała się w pełnej gotowości
odcięła nożycami tuż przy skórze
sobota, 23 października 2010
WĘGLARKA
wyciągnęła ręce nad węglową kuchnią
czarne bryły żarzyły się ogniem
wśród korony płomieni
przyjemnie rozgrzewały skostniałe palce
od czegoś trzeba było zacząć
nawet kiedy w okna sypnął pierwszy śnieg
pod progiem zakopała węgielny kamień
podwalinę pod stabilny dom
święcie wierzyła w magiczną moc
zrodzonego przez matkę ziemię
wydobytego górniczym trudem
będzie dobrze powtarzała z wiarą
będzie dobrze szeptała z nadzieją
intensywnie wpatrując się
w tę ukochaną sól ziemi
czarną jak węgle jej oczu
wtorek, 12 października 2010
POSŁANIEC WIATRU
zakładam zbroję z kolczastych łupin
nie przytulę do serca jesiennych liści
niech brązowieją żółkną
albo czerwienieją ze złości
niech przemijają
jak krzyk dzikich gęsi
nie będę szukał klucza
za długo mieszkałem z wiatrem
słomianym źdźbłom tak niewiele potrzeba
lżej przylgnąć do ziemi
ugasić pragnienie z kałuży
napęcznieć albo rozkruszyć się w nicość
pod niezdarnym butem
absurdalnie kolorowo
sobota, 9 października 2010
WYSOKI SĄDZIE
na półmisku z bukietem niezapominajek
leżał półkrwisty stek wśród sadzonych jajek
pod stołem kot siedział dziwnie cicho
o czym myślał jedno tylko wie licho
może nawet spał kocim snem
koty czasem mylą noc z dniem
dzwonek u drzwi odwrócił historii bieg
z półmiska niespodziewanie zniknął stek
i proszę mi wierzyć że gdyby nie ten młotek
nadal by siedział pod stołem kotek
środa, 6 października 2010
NATURALNE ZESTAWIENIE
słonecznikowe pola
do złudzenia przypominają
połacie ziemi porośniętej rzepakiem
z daleka jednakowe
żółte prostokąty lub kwadraty
pośród zieleni
z bliska niepodobne
jedne groniaste drugie piegowate
kierują się w stronę jaśniejszego
poszukuję granicy kontrastu
w lustrzanym efekcie
odwrócenia podstawowych kolorów
nieba nad słonecznikami
i chabrów pod słońcem
niedziela, 3 października 2010
KIEDY WIATR ZAWIEJE RAZ JESZCZE
złota jesień pustoszeją drzewa
liśćmi utkane barwne kobierce
i coraz ciszej ptak w parku śpiewa
z kolczastych łupin na trawie serce
słońce promienie we włosy wplata
ażur pajęczyn zasłania róże
wiatr babie lato zręcznie zamiata
żurawie kluczem żegnają w górze
w kałużach tańczą maleńkie krople
deszczu co spacer nagle zakłócił
pod parasolem jednak nie zmoknie
pomysł co w wiersz się nowy obrócił
Subskrybuj:
Posty (Atom)