wtorek, 30 kwietnia 2013

TAM



tam na Słowackiego między Gdańską a filharmonią
została część mnie
nie przeprowadzona na nowe osiedle

schody pachnące wilgotnym lastriko
zebrane po dziesięć
półpiętro drugie piętro dwa pokoje
jeden na wschód drugi na zachód

podwórko murem graniczyło z klasztorem
wieczorne dzwonki wzywały na modlitwę
graliśmy w dwa ognie
piłka nie przestrzegała granic
wołaliśmy wracała celnym łukiem
potem znów szybowała ponad

ostrzem noża odcinaliśmy ziemię
kawałek po kawałku
wyznaczaliśmy własne terytoria
celując z palca z łokcia z kolana
przegrywał ten co stracił wszystko

wyścig pokoju z trasą wyznaczoną kredą
pstrykaliśmy kapslami od butelek po piwie
mieliśmy ich pełne kieszenie
drogocennych skarbów na zapas

z drugiej strony dźwięki fortepianu
wokalne próby bardziej lub mniej udane
perkusja skrzypce wszystko na raz
trzeba było zamknąć okno
aby usłyszeć sens

na Słowackiego kasztany dorastały wraz z nami
do matur do studiów do jesieni
wyłuskiwaliśmy brązowe perły
z nieprzyjaźnie kolczastych łupin
chowaliśmy na szczęście

dzisiaj schorowane
z rdzawymi plamami na liściach
szumią jakby ciszej ponad siwą głową
klepsydra nieustannie przesypuje piach
chociaż wciąż młodnieje serce
gdy powracam tam

wtorek, 2 kwietnia 2013

W BOSKIEJ KAWIARENCE


A może teraz odpoczywasz
w boskiej kawiarence,
w wygodnym fotelu
przy białym stoliku.

Może właśnie spożywasz
niebiańskie kremówki,
pijesz kawę
nieziemsko pyszną.

A góralska aniołów kapela
przygrywa na smykach
i rajskich dzwonkach.

I wyglądasz przez okno,
i nam błogosławisz.

Jak wtedy,
jak dziś,
już zawsze.