zawtóruję ptasim trelom przed świtem
zanim ugodzony refleksem światła
granat nocy zblednie
rozkołyszę się z wiatrem wśród pszenicznych łanów
dłonie do modlitwy złożę
w podziękowaniu za chleb
odszukam zagubioną muszlę
oczyszczę z piasku do ucha przyłożę
z szumem morskich fal odpłynę poza horyzont
zachód słońca w źrenicach zgłębię
purpurą i złotem szaty przyozdobię
odwrócę się na moment przez chwilę jeszcze będę
póki nie zatrzasną się drzwi...