
kartki z kalendarza
w pastelowych barwach
od śnieżnej bieli po wyblakłe żółcienie
zatrzymują czas
w regularnych prostokątach wiotkich kartoników
z wyraźnie wypisaną pogrubionym drukiem
nazwą dnia tygodnia
błądzi wzrok
w zależności od dystansu
odczytuje w zmiennych ostrościach
o środo ty moja dzisiejsza
od wczesnego świtu
aż po poczerniały zmierzch
w samym centrum siedmiodniowego interwału
ile w tobie niezmierzonych możliwości
kalkulacji poczynionych wcześniej planów
poszukiwań lepszych rozwiązań
ile nowych marzeń i nadziei na spełnienie
w komfortowym przekonaniu
że to jeszcze nie koniec
i wszystko zdarzyć się może
niezależnie od tego
czy słonecznym blaskiem
czy deszczem powitasz
ze stoickim spokojem
ufnie zanurzam się w kolejne minuty
wierna arystotelesowskiej teorii
złotego środka