po zmroku na ulicę wypełzają cienie
z ukrytych zakamarków zza kubłów i wiat
wyłaniają się ze szpar pod drzwiami
uwolnione od przynależności do konkretu
przeciągają się leniwie wylegują na schodach
albo tańczą kankana na krawężnikach
rozsiadają się w wiklinowych fotelach
pośród róż zwisających z pergoli i czytają
w rozproszeniu księżycowej poświaty
przed świtem cienie wracają do swoich ról
nieodłącznych towarzyszy śledzących każdy ruch
każdy gest każdy krok aż do zachodu słońca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz