![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjX1xg43-AA75WT7BmqTgDziyo15aHNfY27GyS3kh-Et2thzazz-1FgSugKiJaZ-99eeuPrgbWQwgArLZaB7l3ZX7AKjFM39xOb6G-7FN_sDFIAMQ0Y9uxcz0HNPefTye057BZ9nORK1Ws/s400/DSC03440-1.jpg)
Zakołysał się świat, zawirował.
Wiatr zaświstał melodię w źdźbłach traw.
Cichym altem im deszcz zawtórował
W szumie fal spontanicznych braw.
Wnet tatarak się porwał do tańca.
Z dala słychać kormoranów śpiew
I sitowie już prosi do walca
Smukłą trzcinę, co stoi wśród drzew.
W drugiej parze – wodorost z pokrzywą
Obejmują się czule, bez słów.
„Ech”, przeklina swą dolę parszywą
Zwiędły liść liliowego bzu.
Zaszumiały zgorszone szuwary.
Cichym szeptem zasyczała trawa
I rozpierzchły się tańczące pary,
I podniosła się ogromna wrzawa.
Dyrygent podniósł batutę do góry.
W jednej ciszy roślinność przysiadła.
W dzikiej walce zwarły się chmury,
Ktoś zawołał – „Hej! Więcej światła!”
I mruknęło, zagrzmiało, zadudniło.
Świetlików lampy na nowo rozbłysły.
Na parkiecie znów się zapełniło,
Spod kamieni jaszczurki wyszły.
Wtem promień słońca wyjrzał leniwie.
Wiatr przestał gwizdać, gdyż brakło mu tchu.
Strząsnęły z igieł sosny leciwe
Ostatnie krople jesiennego dżdżu.