lipiec Agueda małe portugalskie miasteczko
to tutaj południowe słońce żarem zniewala mury
suchość w gardle domaga się kolejnego łyka wody
stąpamy po zielonym dywanie ignorując porę sjesty
podobnie jak grupa zziajanych turystów wędrujących
z aparatem w jednej i butelką mineralnej w drugiej ręce
nad Rua Luis de Camoes wzburzone morze parasolek
zespolonych ze sobą harmonią kształtu i paletą barw
cienistym konturem rzucanym na płytę deptaku
za wysoko aby uchwycić się plastikowej rączki
oderwać na chwilę od spraw bezbarwnej egzystencji
poszybować z wiatrem w stronę własnego renesansu
jeszcze przytulimy się uśmiechniemy do zdjęcia
poprawimy włosy zanim włożymy okulary z filtrem
zanim Camoes pozostanie znowu tylko legendą
gdzieś w połowie Mariackiej między bramą a katedrą
melodia skrzypiec lekko wplata się w gwar codzienności
w futerale parę monet nad nimi uśmiech dziękuje oklaskom
tu przedproża zstępują schodami na brukową nawierzchnię
gościnnie rozkładają poręcze żelazne hartowane w kuźni
opierając je majestatycznie na wspornikach z kamienia
kuszą oczy bursztynowe naszyjniki rozwieszone na nitkach
jantarowe statki z wiatrem uchwyconym w bryłkach żagli
inkluzje much które kiedyś beztrosko przylgnęły do żywicy
rzygacze czekają na deszcz aby celnie plunąć na kocie łby
niezależnie od kurantu zegara i południowego Anioł Pański
na rozkwitającą w pośpiechu łąkę wielobarwnych parasolek
jeszcze zdążymy westchnąć aromatem kawy w Literackiej
delektując się słowami wiersza pośród zwisających petunii
zanim zbrunatnieją chmury zanim błyskawica rozedrze niebo